sobota, 30 czerwca 2012

Pesto z pietruszki


Kupiłam niedawno spory pęczek pietruszki i jakoś ciągle go nie zużyłam, ale przypomniałam sobie o pesto z pietruszki. Przerobiłam lekko przepis znaleziony na jadłonomii i jestem w niebowzięta.

  • pół pęczka natki pietruszki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki lekko podprażonych ziaren sezamu
  • 2 łyżki lekko podprażonych nasion lnu
  • 2 łyżki lekko podprażonych pestek dyni
  • 4 łyżki lekko podprażonych pestek słonecznika
  • 1 1/2 łyżki soku z cytryny
  • sól i pieprz
Podprażone ziarenka zmiksować na gładką masę. Dorzucić pietruszkę i dalej miksować. Przyprawić cytryną, solą i pieprzem. Gotowe. Wielbicieli sezamu ostrzegam: trudno się oderwać.


piątek, 29 czerwca 2012

Chleb z ziemniakami


I znów chleb nasz powszedni, niestety to podstawa śniadań i kolacji.
Ponieważ dotąd tylko raz piekłam chleb z ziemniakami, postanowiłam znów wypróbować przepis ze strony chleb.info.pl.

Piekłam od razu dwa bochenki, więc wszystkie składniki mnożyłam przez dwa, ale poza zastąpieniem w części mąki pszennej, mąką orkiszową, żadnych zmian nie przeprowadzałam.

(cytat bezpośredni z chleb.info.pl)

Chleb razowy z przewagą mąki żytniej z dodatkiem ziemniaków


namaczanka 400g:
80g mąka pszenna razowa
150g mąka żytnia razowa
½ łyżeczki soli
180g letniej wody

Wymieszać, tak żeby cała mąka wchłonęła płyn, a składniki się połączyły. Przykryć folią i odstawić na 12 do 24 godzin.

zaczyn 440g (otrzymany metodą 2-stopniową):
80g zakwas żytni
1 etap: 90g mąka żytnia razowa + 90g woda (12 godzin)
2 etap: 90g mąka pszenna razowa + 90g woda (4-6 godzin)
Do ok 80g zakwasu żytniego dodać makę i wodę w ilości jw, wymieszac składniki, włożyć do miski, przykryć folią i odstawić.

Nastepnego dnia dodać do mieszaniny składniki z drugiego etapu, ponownie przykryć i odstawić w temperaturze pokojowej. Zaczyn powinien prawie podwoić swoją objetość, a jego powierzchnia powinna byc płaska, bądz lekko wklęsła.

ciasto właściwe ok. 1220g:
400g namoczone składniki jw.
440g przygotowany cały zaczyn jw.
180g mąka żytnia razowa
200g ziemniaków uprzednio ugotowanych, przecisnietych przez praskę lub zmiksowanych
10g soli ( 1 i 1/4 łyżeczki)
2 łyżeczki melasy lub miodu (opcjonalnie)
1 łyżeczka kminku (opcjonalnie)

W dniu wypieku zaczyn i namaczankę rozdrobnić, dodac resztę składników i wymieszać. Najpierw powoli, do połaczenia wszystkich składników, a po krótkiej przerwie jeszcze raz (tez nie za długo!) do uzyskania dość gładkiego, ale ciagle luźnego ciasta. Można dodać na tym etapie odrobinę wody, jesli zachodzi taka potrzeba.

Odstawic na ok. 1 godzinę, potem lekko wymieszać i przełożyć do formy do ostatecznego wyrośniecia na ok. 3-5 godzin lub do podwojenia objetości.

Piekarnik nagrzać do 230°C, naparować. Po 15 minutach od włożenia formy z chlebem temperaturę obnizyć do ok. 200°C i piec dalej 20 - 30 minut.

Jak zwykle ciasto zrobiłam wieczorem i pozwoliłam mu rosnąć przez prawie całą noc, od dwudziestej trzeciej do trzeciej rano. Potem włożyłam go do lodówki i stamtąd prosto do piekarnika o piątej trzydzieści. Ale pewnie nic by się nie stało, gdyby do piątej czekał w temperaturze pokojowej.

czwartek, 28 czerwca 2012

Wegurt porzeczkowy

Brakuje mi smaku jogurtu albo białego sera, więc zrobiłam sobie coś w rodzaju jogurtu roślinnego, choć żaden z jego składników nie został poddany fermentacji.

Wegurt porzeczkowy


  • 1 szkl. orzechów nerkowca (namoczonych na noc) + 1/2 szkl. ciepłej wody
  • 3/4 szkl. płatków owsianych (namoczonych na noc) + 1 szkl. zimnej wody do namaczania
  • 1-1,5 szkl. zmiksowanych czarnych porzeczek (mogą być inne owoce)
  • syrop z agawy (opcjonalnie)

Wodę z namaczania orzechów odlać, wlać do nich  pół szklanki ciepłej wody i zmiksować na gładki serek. Płatki owsiane zmiksować z wodą, w której się moczyły.

Wszystkie składniki mieszamy razem. Jeśli lubimy bardziej słodkie można dodać syrop z agawy lub stewię, ja nie słodziłam. Idealne na śniadanie.



 

 

środa, 27 czerwca 2012

Rozważania

Niedawno idąc ulicą zostałam zaczepiona przez dwie starsze panie od Świadków Jehowy. Wdałam się w dyskusję, bo oczywiście chciały mi wcisnąć jakąś ulotkę, a ja zawsze w takiej sytuacji powtarzam, że i tak wyrzucę, więc po co narażać środowisko na niepotrzebnie wydrukowane kartki.
Jak już zaczęłam, to jakoś tak poszło, a że ostatnio słyszałam gdzieś, że w Biblii jest napisane aby jeść mięso, więc podważyłam ich dobroć i humanitaryzm twierdzeniem, że świat byłby lepszy gdyby wszyscy przestali jeść mięso i wszystkie produkty odzwierzęce. Twardo stały na stanowisku, że Bóg nakazał jeść mięso zaraz po potopie - to na mój argument, że w Raju Bóg nie dał człowiekowi zwierząt na pokarm. Twierdziły, że wiara i czytanie Biblii to droga do zbawienia.
Ale takich "głęboko wierzących" jak te panie, było przez wieki miliony. Co chwila pojawia się jakiś nowy, lepszy sposób na wyznawanie wiary i jakoś nic się na świecie nie zmienia. Wieki mijają, a ludzie jak byli sobie wrogami, tak są dalej.

W ostatni piątek trafiłam na bardzo ciekawy wywiad z Wojciechem Eichelbergergiem, w którym, jak dla mnie bardzo przekonywująco, został opisany powód, dla którego jedzenie mięsa działa na ludzi negatywnie na poziomie psychicznym.
Po to, by móc brać udział w szaleństwie wojny i zabijać ludzi, najpierw musimy się wewnętrznie rozszczepić. Tak jak dzielimy zwierzęta na te do kochania i te do zabijania, tak samo musimy podzielić ludzi na tych, których kochamy, i na tych znienawidzonych, których można, a nawet trzeba zabić.
Ja sama wychowywałam się w domu bez zwierząt, ale miłość do każdej żywej istoty wypływała i wypływa ze mnie w każdej chwili. Gdy jeszcze jadłam mięso niezabicie muchy było oczywiście hipokryzją, ale taki jest fakt, zabijam tylko komary, wszystkie inne żyjątka staram się przywrócić światu za oknem.
Kiedyś płynąc kajakiem moja spóźniona reakcja zaowocowała nieuratowaniem pszczoły, która się topiła. Mimo zawrócenia w to samo miejsce, nie byłam już w stanie jej odnaleźć. Minęło co najmniej dziesięć lat, a ja jeszcze to pamiętam. Pamietam też, że sprawiając kurczaka za każdym razem myślałam w jakich warunkach żył i jak umarł. Od razu przypominał mi się jeden fragment książki Bohumila Hrabala, Auteczko. Bohater rozmawia z rzeźnikiem, który porównuje stan mięsa teraz i sprzed wojny. Mówi o tym jak posiniaczone są zabite kury i jak trudno takie mięso sprzedać. 

Wczoraj słuchając radia zwróciłam uwagę jak jakaś projektantka ubrań stosowała w odniesieniu do skóry zwrot "tworzywo". I tak na każdym kroku, albo coś mnie razi albo ktoś mówi mi, że nie mam racji i wykluczenie mięsa, jajek i nabiału jest błędem. Nie dziwi mnie więc wcale, że osoby słabsze psychicznie wolą pozostać w utartych torach, na które wprowadzono je już w dzieciństwie. Człowiek dąży przecież do komfortu psychicznego, często za wszelką cenę. Tak jak trudno większości z nas wyobrazić sobie ogrom kosmosu, tak niełatwo im przyjąć do wiadomości, że obecnie stosowane sposoby pozyskania mięsa są wynaturzeniem, które należy tępić.

Wiele osób, z którymi rozmawiam argumentuje, że gdyby nie spożywanie mięsa, nasza cywilizacja by się nie rozwinęła. Nie neguję tego. W epoce kamiennej, gdy człowiek zdobywał północ, jedzenie mięsa było koniecznością. Ludzie nie umieli ochraniać się przed zimną aurą. Mięso dostarczało im wewnętrznego gorąca, które choć spalało organizm szybciej, pozwalało dożyć wieku owych 30-40 lat, czyli urodzić dzieci i przekazać pałeczkę dalej.
Teraz ludzkość opanowała już każdy zakątek ziemi, cywilizacja pozwala nam na w miarę wygodne mieszkanie nawet na Antarktydzie. Utrzymanie naszych ciał we w miarę cipłych warunkach jest coraz mniej problematyczne. Wniosek: nie musimy jeść mięsa by się ogrzać. Możemy wreszcie z niego zrezygnować, bo poza ciepłem, daje już tylko negatywy.
W dodatku dzięki rozwojowi cywilizacji i związanej z tym globalizacji, możemy korzystać z doświadczeń ludzi z innych kontynentów i poprzez odpowiednie przyrządzanie potraw roślinnych możemy tak zwiększyć ich energię, że będą nas bardziej ogrzewać, niż mięso.

No to pojawia się argument: "mięso jest smaczne, mam tak mało przyjemności w życiu, że choć takiej sobie nie odmówię". Argument nie do przebicia. Ostatnio odpowiedziałam, że ja co prawda znajduję przyjemność w biciu ludzi, ale odmawiam jej sobie, gdyż wiem, że jest to społecznie nieakceptowane. Chyba jednak nie dotarło.
Przygnębia mnie, że ludzie nie poszukują innych przyjemności w życiu. Jedyne jakie znają i na które wg nich je stać, to jedzenie i telewizja.
Niestety na razie nie dojrzałam do tego, by rozmawiać tylko z tymi, którzy naprawdę chcą się czegoś dowiedzieć, nie segreguję rozmówców i przez to muszę sobie powiedzieć, że ich opinie nie mają na mnie żadnego wpływu.




Czasami tak sobie filozofuję, że jeśli reinkarnacja jest faktem, i jeśli optymistycznie założę, że istota urodzona jako człowiek, nie urodzi się już jako zwierzę, bo przeszła już ten etap, to wyciągam wniosek, że większość ludzi na tym świecie, zwłaszcza tych przed czterdziestką, swój etap zwierzęcości przesiedziała w klatce, z jedzeniem marnym, ale podanym "na tacy". Pytanie jaki może być człowiek, który swój etap zwierzęcości, etap pierwotnie pamiętany przez nas jako raj, przesiedział w klatce? Czy nie będzie to człowiek agresywny, z pretensjami, domagający się aby nic nie robiąc otrzymać. Człowiek, który uważa, że dzieje mu się krzywda gdy musi wstać z łóżka.
Jeśli etapy reinkarnacji nie są związane wyłącznie z etapem rozwoju duszy, ale też z ilością "wolnych miejsc", to możliwe, że przy takiej liczbie wymuszonych urodzeń wśród zwierząt hodowlanych, dusze nie przygotowane do życia w ludzkim ciele, już tam są wysyłane, bo następne dusze czekają w kolejce.

Strasznie przygnębiający obraz, wiem, ale trudno mi dziś optymistycznie patrzeć na świat. Staram się za to patrzeć optymistycznie na własne życie i staram się cągle zmieniać, by nie być hipokrytką, skostniałą w przestarzałych opiniach.





poniedziałek, 25 czerwca 2012

Tarta z rabarbarem


Sezon rabarbarowy, więc skusiłam się na tartę z rabarbarem. Przepis na spód wzięłam z tego przepisu, a kruszonkę z tego. Dobrze, że na słodycze pozwalam sobie raz na tydzień, bo szybko bym utyła od tych smakowitości.

Tarta rabarbarowa


Składniki na ciasto (w kolejności dokładania do miski).
  • 1/2 szklanki zmielonych płatków jaglanych lub mąki jaglanej (zmieliłam kaszę jaglaną)
  • 1/3 szklanki mąki kukurydzianej, 
  • 2/3 szklanki oleju (wzięłam oliwę z oliwek tłoczoną oczywiście na zimno)
  • 2 łyżki nierafinowanego cukru lub melasy (nie miałam, więc zgrzeszyłam cukrem rafinowanym)
  • 2/3 szklanki płatków owsianych, 
  • szczypta kardamonu
  • 1/2 szklanki zimnej wody, 
  • szczypta soli 
  • 1,5 szklanek mąki orkiszowej lub pszennej (zmieszałam orkiszową razową i 750-tkę)
  • szczypta kurkumy (wsypało mi się więcej)
  • 2 łyżki mielonego siemienia lnianego

Ciasto krótko zagnieść, wyłożyć na blaszkę (średnica mierzona po spodzie: 24 cm) i włożyć na 10 minut do piekarnika nagrzanego do 200 st. C.

  • 850 g rabarbaru
  • 1/2 szkl. cukru

Rabarbar obrać i pokroić w centymetrowe kawałki, zasypać cukrem. Po jakimś czasie krótko podgrzać.
Wyłożyć na ciasto wyjęte z piekarnika.

Na kruszonkę potrzebujemy 4 łyżki mąki, 4 łyżki cukru, łyżeczkę cukru waniliowego i 3 łyżki oleju. Razem mieszamy i kruszymy na wierzchu ciasta. Pieczemy w odrobinę niższej temperaturze przez 30-40 minut.





A w międzyczasie kolejny chleb orkiszowy.






niedziela, 24 czerwca 2012

Ratowanie nieudanych potraw

Co zrobić jeśli potrawa nie wyjdzie? Np ja niedawno całkowicie zepsułam surówkę. Miała być taka jak ta, ale nie miałam zwykłej kapusty i dałam włoską. Włoska okazała się niezjadalna na surowo, a przecież nie wyrzucę dobrych warzyw.
Ratunkiem jest zrobienie zupy (oczywiście zwracam się teraz do początkujących kucharzy). Nie dość, że takie twarde warzywa ustępują pod wpływem temperatury, to jeszcze można całkowicie zmienić smak po prostu rozrzedzając wszystko wodą. Przesolona surówka może być idealnie osoloną zupą.

Do "surówki" wlałam wrzątek i przyprawiłam majerankiem. Potem wlałam trochę oliwy, dołożyłam pozostałą część kapusty włoskiej, która pierwotnie nie została włożona do surówki, liście laurowe i ziele angielskie. W tym momencie można jeszcze dodać pieprzu albo innych ostrych przypraw.
Potem dodałam szklankę soczewicy brązowej i trochę zimnej wody. Gdy soczewica była miękka osoliłam zupę. Na koniec dodałam pokrojony pomidor, po jakimś czasie odrobinę kurkumy, oliwę i na koniec jeszcze doprawiłam i dosoliłam. Proste, a jakie przydatne.


 I jeszcze moje piątkowe naleśniki, tym razem z tego przepisu, podane z serkiem z nerkowców.



piątek, 22 czerwca 2012

Bułka z serem


Dziś rano usłyszałam stwierdzenie, że wszystko co zdrowe jest niedobre, w znaczeniu niesmaczne, a nawet nie była to moja potrawa, tylko wykonana przez tą właśnie osobę, choć za moją zachętą. Ale przecież nie mogę brać odpowiedzialności za cudze wybory, jeśli polecam tylko jeden ze składników potrawy.
Po raz kolejny poczułam się zaatakowana. Bez przerwy słyszę tego tupu komentarze, deprecjonujące moje podejście do jedzenia i nadzieję na zachowanie w ten sposób zdrowia.
Czasami mam wrażenie, że osoby, które nie mają odwagi zmienić swojego sposobu odżywiania, zazdroszczą mi przejścia na weganizm i poczucia, że mam wpływ na swoje zdrowie poprzez tak prostą zmianę. Oczywiście zazdroszczą tylko podświadomie, świadomie będą cały czas myśleć, że mięso i inne produkty odzwierzęce są dobre dla zdrowia.

Dosyć już tych ponurych myśli, teraz coś dla przyjemności: smakowite jedzonko.

Bułki orkiszowo-kukurydziane są przerobioną wersją chleba kukurydzianego. Po prostu zamiast uformować bochenek, podzieliłam ciasto na dwanaście kawałków i zrobiłam bułeczki. Trochę za słabo wyrosły, więc następnym razem wezmę drożdże instant z innej firmy, albo drożdże świeże, no i przede wszystkim będę bardziej cierpliwa i pozwolę im urosnąć zanim włożę do pieca.



Od dłuższego czasu myślałam o zrobieniu serka z nerkowców, więc wreszcie kupiłam te orzeszki i korzystając z przepisu stworzyłam mało serowe smarowidło z dużą ilością dymki i rzodkiewek. Na przyszłość zrobię z dwóch szklanek orzechów i zaprawię cytryną zamiast octu jabłkowego. Jednak ocet nie pasuje mi w żadnej postaci.


Oczywiście bułeczki pasują do takiego serka znakomicie.


A do burgera zrobiłam surówkę z surowych młodych buraczków, kapusty, ogórka surowego i kwaszonego, cebuli. Doprawionej cytryną, pieprzem i solą.
Same burgery to totalne wykorzystanie resztek. Łupinki od bobu, podgotowane z wodorostem kombu już po wyłuskaniu bobu, zmiksowane z mąką owsianą i zagęszczone płatkami owsianymi. Przyprawione i usmażone. Totalna improwizajca. Może następnym razem wyjdzie lepszy smak, muszę popracować nad przyprawami.





czwartek, 21 czerwca 2012

Sałatka z bobem

Bób świeży jadłam po raz pierwszy w życiu. Tragiczne.

Ale jeszcze tragiczniejsze jest to, że moja mama kupiła wczoraj pieczonego kurczaka, tak śmierdzącego na odległość glutaminianem potasu, że aż mdliło. Kiedy zwróciłam jej na to uwagę, powiedziała, że raz nie zawsze. Ale to przecież od takich sporadycznych zakupów milionów osób powstaje popyt, nie mówiąc już o tym, jak coś takiego wpływa na zdrowie. Wiem, że sama nie jestem krystaliczna, bo np. ostatnio znalazłam sobie nowy snack, prażone nasiona, które podjadam przez cały dzień, ale pewnych zasad się trzymam i pewnych granic nie przekraczam, choćbym miała jeść suchy chleb, albo pić tylko wodę.
Dziś w Rzeczpospolitej (nie kupuję, dostaję w pracy na biurko) znów był artykuł o promocji mięsa. Nie wiem czy to ja jestem teraz wyczulona na takie tytuły w prasie, czy teraz pojawiają się częściej niż kiedyś.


Sałatka z bobem


Składniki:
  • 500 g bobu swieżego
  • 4 ogórki kwaszone
  • 1 malutka cebulka
  • koperek
  • oliwa
  • cytryna
  • sól
  • pieprz

Bób można wcześniej namoczyć godzinkę, dwie, potem wodę odlewamy i wlewamy ponownie zimną. Gotujemy piętnaście minut od wrzenia wraz z wodorostem kombu. Wodę odlewamy, a po krótkim przestygnięciu wyłuskujemy wilgotne jeszcze ziarna. W połowie gotowania sypiemy sól.

Cebulę szatkujemy, ogórek kroimy w poski lub kostkę, koperek drobno siekamy. Całość razem mieszamy, z oliwy, cytryny i przypraw miksujemy sos, którym polewamy sałatkę tuż przed podaniem.

środa, 20 czerwca 2012

Jarzynowa


Uwielbiam zupy jarzynowe. Zwłaszcza takie, w których łyżka stoi. A teraz zaczyna się najlepszy okres na moje najulubieńsze - z zielonymi liśćmi.
Zawsze gdy słyszę, że ktoś wyrzuca (sic!) warzywa które ugotował w rosole,  to mnie skręca. Jak można nie lubić marchewki, pietruszki, selera? Kiedy jeszcze jadałam tradycyjny rosół, zawsze na talerzu miałam po sztuce każdego z tych smakowitych warzyw. Niemalże był problem, by każdy dostał tyle, ile by chciał, bo rzadko gotuje się rosół na pięciu marchewkach.
Natomiast latem zawsze były zupy jarzynowe. Mama gotowała je na mięsie, ale przede wszystkim to była masa warzyw i ich liści. Głęboko się zastanowiwszy stwierdzam, że właściwie wszystkie moje zupy przypominają taką właśnie gęstą, ale nie zagęszczaną, jarzynówkę. Chyba że gotuję zupę krem.

Jarzynowa z kalafiorem

Składniki podaję wg kolejności wkładania do garnka (wg zasady pięciu przemian):

  • wrzątek - 3 szklanki
  • oliwa - trzy łyżki
  • cebula - jedna duża
  • czosnek - dwa ząbki
  • zimna woda - 2-3 szklanki
  • wodorost kombu
  • pokrojone w paski liście kalarepy i selera, każdego dwie - trzt garście
  • wrzątek
  • majeranek
  • marchew - pięć małych, pociętych np. w talarki
  • kasza jaglana - 1 szklanka (przepłukana zimną wodą na sicie)
  • ziele angielskie - 4 szt
  • liście laurowe - 2 szt
  • seler - jeden pocięty w kostkę
  • kalafior - jeden podzielony na różyczki
  • zimna woda - 1-2  szklanki
  • zielona pietruszka - garść
  • kurkuma - 1 łyżeczka
  • ziemniaki - 4 średnie pokrojone w kostkę
  • pieprz
  • pieprz cayenne
  • sól
  • ewentualnie zimna woda, jeśli jest za mało
Gotować, aż ziemniaki będą miękkie. Uważać, by się nie przypaliło. Gotowe.


wtorek, 19 czerwca 2012

Borodinsky



I znowu chleb. Jak się już raz zacznie piec, to nie ma ucieczki. Rodzina się przyzwyczaja i domagają się domowego pieczywa.
Tym razem naprawdę niewiele zmieniłam w oryginalnym przepisie. Wymieniłam tylko mąkę pszenną chlebową na mąkę żytnią razową, a zamiast miodu i cukru dałam słód jęczmienny. Niestety mama wyczuła zmianę, więc następnym razem dam mąkę pszenną i melasę.
Ciasto mieszałam około piątej po południu, o jedenastej w nocy było już wyrośnięte, więc by nie czekać po nocy, aż się upiecze, wstawiłam wszystkie trzy foremki do lodówki. Rano niemalże bezpośredni o zimnego wstawiłam chlebki do maksymalnie nagrzanego piekarnika, gdzie piekły się 55 minut.



























Czy zdarzyło się wam w czasie gotowania, że garnek okazał się za mały? Mnie zdarza się to bez przerwy. A przepis na zupę jutro.


Państwo promuje choroby

Rzeczpospolita 18.06.2012r.

Bez komentarza...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Niedzielne menu


Śniadanie: surówka z rzodkiewki i kalarepy, polane mieszanką z oliwy z oliwek, oleju rzepakowego i oliwy z dodatkiem chilli. Do tego chleb orkiszowy na zakwasie i chleb orkiszowy na drożdżach, również moczone w ww. oliwach.
Uwielbiam gotować wegańsko. Ciągle słyszę, że to takie czasochłonne i skomplikowane, a przecież ilość czasu poświęconego na gotowanie zależy od preferencji osoby gotującej. Jeśli ktoś, tak jak ja, uwielbia pracować w kuchni, bo będzie tam spędzać całe dnie.

Moja mama, nadal mięsożerna, już jest świadoma, że wszystko zależy od przyzwyczajenia. Że gdyby od dziecka gotowała wegańsko, to teraz usmażenie zwykłego kotleta postrzegałaby jako coś niezwykle skomplikowanego. Ona w ogóle nie lubi gotować, więc dla niej pierogi z grzybami to już wyższa filozofia, a przecież są osoby twierdzące, że nie ma prostszego dania.

Wszystko zależy od nastawienia, a to niestety zwykle jest negatywne. Wiele osób, z którym rozmawiam, skostniała w swoich poglądach na dietę, zamknęła się na inne koncepcje i nawet ciężka choroba w rodzinie nie jest w stanie ich przekonać, że błędem jest choćby tylko jedzenie mięsa.

Ostatnim argumentem zawsze jest to, że mięso jest takie smaczne, że nie umieją sobie odmówić tej przyjemności. Gdy mówię, że w takim razie to jest już uzależnienie, to się obruszają.

Pociechą jest zachowanie naszego psa, którego wczoraj uraczyłam resztkami z obiadu. Zajadał aż mu się uszy trzęsły. Mama wreszcie się przekona, że nie trzeba go koniecznie karmić gotowanym mięsem z kaszą, zwłaszcza że najczęściej był to kurczak, bo cieciorkę wcina z jeszcze większym apetytem.
Kasza z sosem (zmiksowana i doprawiona zupa ze zdjęcia poniżej), surówka z ogórka kwaszonego, ogórka surowego, kalarepy i selera naciowego, brokuł gotowany na parze.

Kapuśniak z kapusty włoskiej, z podsmażoną cebulą, selerem, ziemniakami i ugotowaną osobno cieciorką. Podawany z koperkiem.

niedziela, 17 czerwca 2012

Jabłecznik sypany

Niedziela, więc przydałoby się coś słodkiego. W domu zalegają słoiki, chyba nawet sprzed trzech lat, z musem jabłkowym. Wiadomo ciocia z działki przywiozła 30 kg i trzeba było zagospodarować, a teraz leży.
Już dawno temu znalazłam ten przepis, a teraz była okazja by wypróbować.

Jabłecznik sypany


  • 1 szkl. mąki orkiszowej grubej
  • 1 szkl. mąki orkiszowej zwykłej
  • 2 szkl. kaszy manny
  • 1 szkl. cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia (następnym razem pominę, albo zastąpię sodą)
  • 1 kostka (250 g) margaryny wegańskiej (nie miałam, więc zmiksowałam 175 g oleju z 50 g wody i 25 g mąki sojowej bo nie mam lecytyny)
  • 1 litr musu z jabłek, słodzonego

Składniki suche mieszamy, słoik z musem otwieramy. Jeśli mamy margarynę to ją rozpakowujemy, jeśli nie, składniki na margarynę miksujemy.
Całe ciasto składa się z pięciu warstw: sucha - mokra - sucha - mokra - sucha.
W takiej kolejności wykładamy składniki równomiernie w tortownicy, moja ma 22 cm średnicy. Spód tortownicy wyłożyłam papierem do pieczenia, a boki posmarowałam oliwą. Każdą warstwę suchą polewałam margaryną, bo mus z jabłek jest dużo bardziej nieprzepuszczalny niż świeżo starte jabłka z oryginalnego przepisu.
Wcześniej oczywiście nagrzewamy piekarnik do 180° C (ja jak zwykle o tym zapomniałam) i wkładamy ciasto na 50-60 minut.
Potem pozwalamy mu wystygnąć. Po godzinie wyjęłam jabłecznik z formy.
Wszyscy którzy jedli zachwycali się jakiż to smakowity wypiek. Ja czułam przede wszystkim, że jest za słodki (dałam trochę więcej niż szklankę cukru, bo w oryginalnym przepisie jest półtorej, nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że jabłka były posłodzone) i że strasznie czuć proszek do pieczenia. Ponieważ nie zauważyłam by ciasto w ogóle wyrosło, zastanawiam się nad rezygnacją z proszku, a przynajmniej zamianie go na sodę oczyszczoną.


Za dużo mąki

Mam problem zakupoholizmu gdy tylko wejdę do sklepu ze zdrową żywnością. W piątek chciałam kupić tylko mąkę, a wydałam 140 zł. Faktem jest, że mąk kupiłam prawie 10 kg.
No ale ostatecznie piekę tygodniowo trzy-cztery bochenki.

Chleb orkiszowy na zakwasie 


Składniki na zaczyn:
  • 1 łyżka zakwasu z mąki orkiszowej, razowej
  • 60 g wody
  • 70 g mąki orkiszowej razowej
Wszystko razem mieszamy i pozostawiamy w ciepłym miejscu na minimum 6 godzin, maksimum 12.

Składniki ciasta:
  • zaczyn j.w.
  • 300 g wody
  • 250g mąki orkiszowej drobnej
  • 110g mąki orkiszowej razowej
  • 70g mąki owsianej
  • 30g otrębów orkiszowych
  • 15g soli
  • 30g słodu lub melasy
  • 1 łyżeczka mielonej kolendry
  • 1 łyżeczka mielonego kminku
  • 20g prażonych nasion

Mieszanie zaczynam od składników mokrych, potem stopniowo dosypuję kminek, mąki i sól.
Ciasto włożyłam do wysmarowanej oliwą rzepakową i wysypanej otrębami orkiszowymi foremki i zostawiłam do wyrośnięcia na noc na 8 godzin, choć pewnie wcześniej było już wyrośnięte. Po tym czasie, ponieważ to było dziś rano, nie chciało mi się jeszcze piec, więc włożyłam blaszkę do lodówki i poszłam ponownie spać. Jak wielokrotnie powtarzam wszystkim, którzy się pytają, pieczenie chleba nie jest trudne. Sami widzicie, naprawdę nie cackam się z nimi, a jednak wychodzą mi za każdym razem.
Piekłam najpierw w 250 st. C, po dwudziestu minutach zmniejszyłam do 230 st. C, a potem jeszcze trochę. Chleb wyjęłam z piekarnika po 50 minutach i zostawiłam do ostygnięcia. Rozkroiłam dopiero jak był całkowicie zimny.




Miałam ostatnio ochotę na ciepły chlebek. Nie jem masełka, więc nie będzie się na nim nic rozpuszczać, ale jednak przyjemnie zjeść taki niezdrowo świeży od czasu do czasu. Dlatego znalazłam przepis i wprowadziłam go w życie zamieniwszy mąkę pszenną na orkiszową.

Chleb orkiszowo-ryżowy na drożdżach

 

zaczyn drożdżowy

  • 100g mąki orkiszowej (dałam 80g chlebowej typ 650 i 20g mąki razowej typ 2000)
  • 65g wody
  • 3g drożdży świeżych
  • 2g soli

Składniki mieszam ze sobą i zostawiam w ciepłym miejscu na 1-2 godziny, choć ja akurat zostawiłam na całą noc. Potem można przechowywać w lodówce do 48 godzin.

zaparka

  • 270g gotującej wody
  • 90g mąki ryżowej

Odmierzamy w dwóch osobnych naczyniach mąkę i wrzątek. Do mąki wlewamy wodę i szybko mieszamy trzepaczką. Ja niestety odmierzałam wlewając wodę na mąkę i potem musiałam blenderem rozbijać grudki. Zaparkę robiłam w tym samym czasie co zaczyn i tak samo rano wstawiłam ją do lodówki.

ciasto właściwe

  • 210g mąki orkiszowej drobnej
  • 100g mąki kukurydzianej
  • 100g mąki sojowej
  • 200g wody
  • 360g mąki ryżowej zaparzonej j.w.
  • 15g drożdży świeżych
  • 115g przefermentowanego zaczynu (nie cala ilość, ale co zrobić z resztą?)
  • 20g oleju rzepakowego
  • 16g (3/4 łyżki) soli

Najpierw zmieszałam składniki mokre, a potem stopniowo dokładałam mąki. Mieszałam kopystką jak długo byłam w stanie, ale na pewno nie pięć minut i dosypałam sól. Jeszcze trochę mieszałam, a potem odstawiłam ciasto na 40 minut. Jeszcze raz krótko przemieszałam ciasto. Po 35 minutach znów zamieszałam ciasto. Przygotowałam dwudziestopięciocentymetrową foremkę po prostu wykładając ją papierem do pieczenia, włożyłam ciasto i zostawiłam do wyrośnięcia na pół godziny.
Nagrzałam piekarnik do 225 stopni, przygotowałam naczynie żaroodporne z wrzątkiem, które włożyłam do piekarnika tuż przed chlebem. Piekłam 40 minut i oczywiście zaraz po wyjęciu z piekarnika kroiłam i się delektowałam, więc teraz jest taki wykrzywiony, bo nie dałam mu odpocząć nawet 5 minut.
Chleb jest bardzo wilgotny i przede wszystkim w ogóle nie można się domyślić po smaku, że jest na drożdżach.

 



























A w piątek tradycyjnie naleśniki, tyle że nie z dżemorem, ale z surówką i tofu. Niestety nie zapamiętałam proporcji mąk, więc nie napiszę dokładnego przepisu. W każdym razie było 1 i 2/3 szklanki wody, 1 i 2/3 szklanki miksu mąk bezglutenowych, kurkuma, imbir, gałka muszkatałowa, sól i bazylia.




czwartek, 14 czerwca 2012

Klopsy z orkiszu

Dawno nie robiłam klopsów, więc jak Lacrimosa niedawno wstawiła Kotlety z pszenicy i warzyw, to postanowiłam zrobić podobne, tyle że z orkiszu. Ja je nazywam klopsami, bo są okrągłe.

Klopsy z orkiszu

  • 1 szklanka ziaren orkiszu
  • 1 cebula
  • 1 marchewka
  • 1 różyczka brokuła
  • bazylia, zioła prowansalskie, lub inne wg upodobania
  • kurkuma
  • wodorost kombu
  • 1 łyżka sosu tamari (ja nie miałam, więc dałam sojowy)

Wieczorem wypłukałam ziarna na sicie i zamoczyłam w niechlorowanej wodzie z 1 łyżeczką octu jabłkowego. Rano całość odcedziłam i wlawszy dwie i pół szklanki świeżej wody, zagotowałam. Niestety nie miałam czasu by gotować półtorej godziny, więc po godzinie zapakowałam w koce, jak ryż i poszłam do pracy.
Cała woda się wchłonęła, więc nie odcedzałam tylko zabrałam się za warzywa.
Cebulę zeszkliłam, do niej dodałam utartą marchewkę, a po jakimś czasie utarty brokuł. Prawie natychmiast zestawiłam patelnię z gazu, bo warzywa miały być al dente.
Ziarna razem z wodorostem i sosem zblenderowałam, choć mój blender jest raczej słaby i rozbił najwyżej połowę ziaren. Dorzuciłam połowę warzyw i jeszcze trochę pomiksowałam. Wrzuciłam resztę, przyprawiłam bazylią, ziołami prowansalskimi, kurkumą. 
Z ciasta utoczyłam raczej małe kuleczki i smażyłam na rozgrzanym oleju rzepakowym tłoczonym na zimno.


 Do tego zaplanowałam ryż paraboliczny i surówkę z tego przepisu, oczywiście mocno przerobionego.

Surówka z burakiem

  • 3 młode buraczki
  • 3 ogórki małosolne
  • 1 cebulka
  • 1 ząbek czosnku
  • pół lub ćwierć młodej kapusty, w zależności od tego jaka jest duża
  • sok z cytryny
  • 3 łyżki oliwy
  • pieprz
  • sól 

A do pracy zrobiłam sobie surówkę ze zdjęcia poniżej. Czego to ja jeszcze nie zdążam przed wyjściem do pracy na siódmą :-)



Bardzo polecam zajrzeć tutaj, taka reklama powinna być pokazywana nie tylko w telewizji, ale i w kinie.








środa, 13 czerwca 2012

"Frytki", fasola i buraki

 
Na każdym straganie botwinka, a ja jeszcze jej nie jadłam (do dziś) i dlatego wyszukałam przepis na surówkę z botwinką i buraczkami, a do tego wymyśliłam "frytki" ze smażonych ziemniaków i fasolę z podsmażoną botwinką.

Frytki

Sześć surowych ziemniaków kroję w słupki i smażę na patelni, na 2 łyżkach oleju, aż nie będą surowe. Oczywiście trzeba mieć do tego jędrne ziemniaki. W trakcie dolałam jeszcze łyżkę oliwy.



Fasola z botwinką


Jedną szklankę czarnej fasoli moczę przez 12 godzin, wodę odlewam i gotuję ją razem z wodorostem kombu aż będzie miękka. Na początku zbieram szumowiny, gotuję bez przykrycia aby wzdymacze wyparowały.
Jedną cebulę i dwa ząbki czosnku smażę aż zmiękną, dodaję dwie szczypty kminku, odrobinę zimnej wody gdy cebula się zeszkli, szczyptę bazylii, szczyptę kurkumy, dwie szczypty majeranku, odrobinę oliwy, szczyptę cząbru, chilli lub oliwę chilli, sól. Wszystko miksuję razem z wodorostem wyjętym z fasoli. 
Na czystą patelnię wlewam łyżkę oliwy. Kroję liście botwinki odłożywszy wcześniej najładniejsze na surówkę. Jeśli mam inne liście dodaję je również, ja miałam kalarepę. Smażę a potem duszę do miękkości.
Wkładam fasolę do sosu. Usmażone liście podaję razem z fasolą dopiero na talerzu. 




Surówka z botwinki i surowych buraków


  • 2 buraczki
  • 6-8 liści botwinki
  • 1 ogórek surowy
  • 1 jabłko
  • 1 cebulka
  • 6 rzodkiewek
  • sok z cytryny
  • oliwa z oliwek
  • sól, pieprz

Przepis jest wersją zmodyfikowaną.
Cebulę kroję w kostkę, a botwinkę w paseczki, resztę warzyw tarkuję. Wlewam sok z cytryny i oliwę, pieprzę i solę. Gotowe.

wtorek, 12 czerwca 2012

Kasza jaglana z porem i suszonymi pomidorami

Ten przepis dostałam od pewnej pani na wczasach w Gołubiu, a że akurat kupiłam ładny por... Przepis oczywiście zmodyfikowałam, bo ostatnio mam ochotę na ziarna.


Kasza jaglana z porem i suszonymi pomidorami

  • 1 szklanka kaszy jaglanej
  • 1 por
  • 1 cebula
  • 4-5 suszonych pomidorów wraz z oliwą
  • kawałek kapusty białej wagowo równy sumie wag pora i cebuli
  • 1 łyżka pestek dyni
  • 1 łyżka pestek słonecznika
  • 1 łyżka siemienia lnianego
  • 1 łyżka sezamu
  • sól, imbir, chilli, kurkuma
  • oliwa z oliwek


Ziarna prażymy na suchej patelni (u mnie ceramiczna). Możemy oczywiście każde prażyć osobno, ale ja wsypałam wszystkie razem.

Kaszę płuczemy. Do garnka wlewamy wrzątek (lub wodę doprowadzamy do wrzenia, ale jakoś zawsze mi się śpieszy) i podczas gdy woda się gotuje dodajemy kolejno kurkumę, oliwę z oliwek, kaszę, imbir, sól.

Gotujemy na malusieńkim ogniu, nigdy nie mieszając. Kiedy woda się wchłonie najprawdopodobniej będzie gotowa.



W tym czasie szatkujemy wszystkie warzywa i kolejno dusimy na oliwie, w której zanurzone były pomidory, cebulę, pomidory, por.

Wszystko doprawiamy najpierw imbirem i chilli, potem solą. Wszystko przekładamy do innego garnka.
Dolewamy trochę oliwy i podsmażamy kapustę. Zamiast niej można tu wykorzystać białe części kapusty pekińskiej, zwykle je wyrzucałam. Delikatnie solimy.



Łączymy kapustę z cebulą, porem i pomidorami. Możemy podać osobno, tak jak na zamieszczonych zdjęciach, a możemy w tym momencie wmieszać ugotowaną kaszę jaglaną.

Ziarna dosypujemy na talerzu, żeby nie zmiękły. Podajemy z surówką lub sałatką ze świeżych warzyw.
Ja zaserwuję surówkę z kapusty, ogórka kwaszonego, pomidora, selera naciowego i natki pietruszki. Inna wersja surówki to ogórek kwaszony, ogórek świeży, seler naciowy.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Chleb mieszany


Ponieważ na wszelki wypadek unikam glutenu nie pozostało mi nic innego jak piec chleb bezglutenowy. Znalazłam przepis na chleb.info.pl i po przerobieniu koniecznym z braku niektórych składników upiekłam pyszny chlebek na zakwasie.

Chleb mieszany na zakwasie orkiszowym

proporcje na dwa bochenki po ok 900g

Zakwas przygotowałam na bazie zaczątku z mąki orkiszowej z pełnego przemiału, który trzymam w lodówce. Do łyżki zakwasu dodałam w trzech etapach: 110 g wody i 110 g mąki (orkiszowej typ 2000), 110 g wody i 110 g mąki, 110 g wody i 110 g mąki. Odstęp między dokarmieniami wynosił zawsze ponad sześć godzin.

Składniki ciasta chlebowego 1800g:
  • 660g zakwasu jw
  • 3 łyżki siemienia lnianego
  • 120g mąki owsianej
  • 120 g mąki orkiszowej typ 2000
  • 180g mąki kukurydzianej
  • 90g mąki sojowej
  • 105g mąki z amarantusa
  • 360g wody mineralnej gazowanej (trochę mniej)
  • 3 łyżeczki soli, bez "E"
  • 6 łyżek oleju tłoczonego na zimno, u mnie rzepakowy
Siemię lniane zalewam 150g wrzącej wody i odstawiam do ostygnięcia. Potem upewniam się, czy nie ma grudek, jeśli są to rozbijam je blenderem. Do zaczynu dodaję wodę i siemię lniane, potem kolejno mąki. Po wsypaniu każdej mieszam całe ciasto. Na końcu dodaję sól rozpuszczoną w odrobinie wody i olej. Ciasto nie jest ścisłe, ale nie jest też miękkie jak drożdżowe.

Foremki smaruję olejem, wysypuję otrębami orkiszowymi i nakładam ciasto do ½ wysokości. Mokrą łyżką wyrównuję powierzchnię i odstawiam na 3-4 godziny do wyrośnięcia. Powinno przyrosnąć o ½ wysokości. Ja wypróbowywałam foremkę szklaną, więc chleby różnią się kształtem, bo drugi piekłam w standardowej blaszce (dł. 30 cm).

Gdy ciasto wyrośnie, po mniej więcej 4 godzinach, nagrzewam piekarnik do 200 st. C. Wierzch chleba i piekarnik spryskuję wodą i piekę około 45 minut. W przypadku foremki szklanej powinnam była wyjąć chleb jeszcze wcześniej, bo jest trochę przypieczony od spodu. Jak widać po rysunku dziurek, moje chleby rosły za długo i potem lekko opadły. Niestety tak to jest jak się wychodzi z domu, ale przecież nie będę z tego powodu przykuta do kuchni :D


niedziela, 10 czerwca 2012

Kwadrat i eksperymenty



Dziś po raz drugi poszłam do Kwadratu (nie rozumiem czemu mają stronę tylko na facebooku).
Za pierwszym razem jadłam lody, ale zapomniałam zrobić zdjęcie.

W Kwadracie zamówiłam sałatkę z wędzonym tempeh i zupę dnia - cukiniową.

To był mój pierwszy w życiu tempeh. Nie mogę powiedzieć, że jest odjazdowy, ale rzeczywiście ciekawy. Teraz jeszcze musiałabym spróbować niewędzonego. Pozostała część sałatki również bardzo dobra, sałata (chyba lodowa), kiełki, kapusta czerwona, pomidor, pestki słonecznika i sos sojowy.

Zupa była smaczna, ale trochę za mocno przyprawiona, prawie nie czułam cukinii. Oprócz grzanek dodane były również prażone pestki dyni. (na zdjęciu zupa naruszona przeze mnie, bo się pospieszyłam z łyżką)

Wszystko ładnie podane, atmosfera spokojna, rozproszona tylko przechodzącymi kibicami Irlandii i Chorwacji, oraz samochodem, który ustawił się tuż przed drzwiami Kwadratu, a z którego rozdawano wuwuzele.


To było na obiad, a na kolację poeksperymentowałam. Nie gwarantuję, że komukolwiek to zasmakuje, ja jak zwykle jadłam ze smakiem. Miałam dwa ugotowane ziemniaki i chciałam je zjeść z czymś ciekawym.

Cebula z ziarnami i ziemniakami

  • 1 cebula
  • garść pestek dyni
  • garść pestek słonecznika
  • garść sezamu
  • garść siemienia lnianego niełuskanego
  • garść kapusty kwaszonej, lub coś innego równie kwaśnego
  • oliwa z oliwek tłoczona na zimno
  • imbir
  • chilli
  • bazylia
  • majeranek (mówiłam już, że go uwielbiam?)
  • sól

Cebulę poszatkowałam drobniutko i wrzuciłam na rozgrzaną oliwę (nie przesadzić z ilością oliwy).
Potem dodałam ziarna i lekko wszystko przesmarzyłam. Doprawiłam imbirem i chilli i posoliłam. Następnie pokroiłam drobno kapustę kwaszoną i dorzuciłam do patelni prawie jednocześnie z bazylią. Po niedługim czasie dodałam majeranek. Całość położyłam na talerz, a na patelnię wraz z odrobiną oliwy dałam ziemniaki pokrojone w kostkę i je podgrzałam. Wszystko podałam z surówką, której ilość powinna być trzy razy większa niż ciepła część dania, albo na odwrót, ale cóż... następnym razem się poprawię.