poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ciasto czekoladowo-buraczkowe

Niedawno na blogu Jadłonomii było ciasto z burakami, ale nie miałam żadnego mleka roślinnego, ani nie miałam ochoty go robić, więc znalazłam inny przepis w Kuchni Alicji i całkowicie go przerobiłam.



  • 2½ szklanki puree z ugotowanych buraków
  • 4 łyżki oleju rzepakowego
  • ½ szklanki kakao
  • ½ szklanki wrzącej wody + 4 łyzki wrzącej wody osobno, każda osobno będzie potrzebna
  • 1½ szklanki cukru, może być ciemny cukier
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 1 ½ szklanki mąki pszennej (typ 450)
  • 1 ½ szklanki mąki pszennej razowej
  • 30 g mąki migdałowej
  • 1 ½ łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 tabliczka stopionej czekolady gorzkiej

Puree zrobiłam z buraków upieczonych w folii aluminiowej. Zmiksowałam je i odmierzyłam do miski odpowiednią ilość. Do tego wlałam olej, zamieszałam, wsypałam kakao i znów zamieszałam łyżką. Potem wrzątek, cukier, wanilia, migdały, mąka z wmieszaną do niej sodą i solą (po wsypaniu każdej z mąk dolewałam do ciasta dwie łyżki wrzątku). Wszystko energicznie wymieszałam łyżką, a na koniec wlałam stopioną czekoladę i dokładnie ją rozprowadziłam w cieście.

Piekłam w blaszce 22/33 cm w temperaturze 180 st. C tak długo, aż włożony w nie drewniany patyczek był suchy, ale nie czekałam z tym zbyt długo, by nie przesuszyć ciasta.

Puki gorące smakowało odrobinę warzywnie, ale na zimno jest przede wszystkim bardzo mocno czekoladowym, wilgotnym ciastem, nie za słodkim, bo tak lubię. Myślę, że dla standardowych gustów moich dalszych znajomych, musiałabym dodać jeszcze pół szklanki cukru. I jest naprawdę tak ciemne jak na zdjęciach.



A na obiad prostota, kasza jaglana oraz:
Surówka z brukwi, czarnej rzepy (opcjonalnie), ogórków kwaszonych, selera naciowego, cykorii (opcjonalnie) i natki pietruszki.
Bigos z 1 kg kapusty kwaszonej, 1½ kg kapusty słodkiej, 1 kg pieczarek, 4 podsmażonych razem z pieczarkami cebul, przyprawione zielem angielskim, liśćmi laurowymi, pieprzem, odrobiną przecieru pomidorowego, lubczykiem, imbirem i co nam tam jeszcze smakuje.




























I jeszcze skan artykułu o antybiotykach:


wtorek, 4 grudnia 2012

Zboże

 
Pszenica, żyto i kamut z sosem beszamel, surówka z brukwi, kwaszonego ogórka i pietruszki, gotowane brokuł i marchew.


Niedawno byłam na filmie "Atlas chmur".




Cały bardzo wrył mi się w pamięć, ale najbardziej część, która działa się w przyszłości w Nowym Seulu. Oczywiście miejsce akcji nie miało znaczenia, bo pewnie miało być reprezentatywne dla całej planety. Trochę zaspojleruję teraz. Główna bohaterka tej części jest produktem konsumcyjnego społeczeństwa, choć sama nie jest tego społeczeństwa członkiem. Jest niewolnikiem jakim w naszych czasach są zwierzęta. Jako istota dwunożna jest wykorzystywana jak miliony innych jej podobnych do prac, których tzw. urzytkownicy nie chcą wykonywać. Końcowym etapem życia tych niewolników jest rzeźnia, oczywiście zakamuflowan, tak by niewolnicy nie zbuntowali się. Na końcu linii produkcyjnej rzeźni otrzymuje się mydło, które jest jedynym pożywieniem niewolników.

Czy to wam czegoś nie przypomina?

I to właśnie nie chce wyjść z mojej głowy. Co jeśli ludzie naprawdę doprowadzą naszą planetę do takiego stadium? Czy musimy czekać tak długo by wreszcie się zbuntować przeciwko reklamom i wmawianiu nam nieprawdy o tym co zdrowe a co nie?
Już jakiś czas temu przeczytałam w Rzeczypospolitej artykół, w którym próbują nam wmówić, że obecnie człowiek wykształcił geny umożliwiające mu trawienie mleka. Pewnie, organizm do wszystkiego się może przystosować. Jakbym miała rękę przyrośniętą do tłowia, to też bym żyła, może nawet długo, ale czy to byłoby najlepsze, czego mogłabym się spodziewać?

Zamieszczam na przestrogę, bo mam nadzieję, że nikt z Was w te bzdury nie uwierzy.




Zupa jarzynowa zagęszczona zmiksowanymi ziarnami pszenicy, żyta i kamutu.


piątek, 23 listopada 2012

Makowiec

Po rogalikach z białym makiem miałam straszną ochotę na mak, więc skombinowałam przepis na makowiec na bazie przepisu na mak z Kwestii Smaku i na moje ulubione ciasto drożdżowe z bloga Mamy na diecie bezmlecznej.
 
Ciasto:
  • 2 szklanki mąki pszennej razowej
  • 1 szklanka mąki pszennej tortowej
  • 1/2 łyżeczki soli kamiennej
  • 3 łyżki cukru
  • 1 szklanka letniej wody 
  • 20 g drożdży
  • 1/4 szklanki oleju tłoczonego na zimno (rzepakowego

  •  
    Drożdże rozpuściłam w połowie szklanki wody, wsypałam łyżeczkę cukru i dwie łyżeczki mąki i odstawiłam do przepracowania.
    Do miski wrzuciłam składniki suche, wymieszałam i dodałam rozbujane drożdże, resztę wody i oliwę. Wyrabiałam przez minutę. Zostaiwłam na godzinę, by wyrosło, a następnie jeszcze trochę wyrabiałam łyżką.
    W tym czasie zrobiłam masę makową: 
    • 2 szklanki maku (następnym razem wezmę 3)
    • 100 g migdałów
    • 50 g orzechów laskowych
    • 100 g daktyli rozgotowanych w wodzie (wody tyle, żeby przykryła)
    • 100 g rodzynek (rozgotowanych razem z daktylami)
    • 500 g jabłek startych na dużych oczkach
     
    Mak zaparzyłam i gotowałam jakieś pięć minut. W tym czasie zmieliłam migdały i orzechy na mąkę, a rodzynki i daktyle na marmoladę.
    Zmieliłam mak, dodałam do niego pozostałe składniki i zabrałam się za ciasto.
    Mniej więcej 4/5 ciasta rozwałkowałam na wielkość blachy i pozostawiłam na pół godziny do wyrośnięcia.
    Na to wyłożyłam masę makową.
    Całość przykryłam resztką ciasta rozwałkowaną bardzo cieńko.
    Skropiłam wodą i włożyłam do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 st.
     
    Piekłam ponad pół godziny, ale to raczej wina mojego piekarnika.
     
     
     
     
    To było na słodko, teraz gorzko.
     
    Wczoraj obejrzałam trailer filmu Earthlings. Samego filmu nie obejrzę, bo nie miałabym nerwów, ale polecam każdemu, kto jeszcze czuje się za mało zmotywowany do przejścia na weganizm, oraz w celu torturwania zatwardziałych mięsożerców.
     
     
     
     

    sobota, 10 listopada 2012

    Rogaliki




    I znowu coś słodkiego, jednak słodycze są bardziej wdzięcznym tematem.
    Ponieważ jestem poznanianką w dzień Św. Marcina nie mogę się obejść bez rogali, a robię je z dwóch skompilowanych przepisów. Ciasto z przepisu na wieniec drożdżowy, a nadzienie ze zmodyfikowanego przepisu na rogale marcińskie. Ponieważ zwykle rogale przeznaczone są dla gości, przepisy przerobiłam by pasowały na całą paczkę maku, tzn. pół kilo.


    Nadzienie:

    • 500 g białego maku
    • 240 g zblanszowanych migdałów
    • 100 g orzechów włoskich
    • 1,5 szklanki daktyli
    • 3/4 szklanki rodzynek sułtańskich

    Migdały warto zblanszować i obrać dzień wcześniej, mi obieranie zajęło całą godzinę.
    Mak zaparzam wrzątkiem i po kilkunastu minutach przecedzam go na ręczniku do naczyń, dobrze byłoby użyć gazy, ale nie posiadam.
    Migdały i orzechy mielę prawie na mąkę, Mak również mielę, ale jak ktoś nie ma takiego fajnego młynka jak ja, to musi przepuścić go dwukrotnie przez maszynkę.
    Daktyle i rodzynki zalewam dwiema szklankami wody i lekko podgotowuję. Potem również mielę na gładką masę.
    Wszystko razem łączę.



    Ciasto:
    • 2 szklanki mąki pszennej (tortowej, typ 500)
    • 2,5 szklanki mąki pszennej razowej (typ, 2000)
    • płaska łyżeczka soli
    • 4 łyżki cukru
    • 1,5 szklanki letniej wody
    • 30 g drożdży zwykłych
    • 1/3 szklanki oleju + kilka łyżek (użyłam nierafinowanego rzepakowego)
    Drożdże rozpuszczam w połowie szklanki wody, wsypuję łyżeczkę cukru i dwie łyżeczki mąki, mieszam i odstawiam, żeby drożdże pokazały, że pracują i nadają się do pieczenia.
    W tym czasie w misce mieszam mąki z solą i pozostałym cukrem.
    Potem wlewam drożdże, pozostałą wodę i 1/3 szklanki oliwy. Wszystko razem mieszam drewnianą łyżką, oczywiście dobrze byłoby pozagniatać kilka minut, ale ja zwykle nie mam na to ochoty, więc gdy ciasto jest dobrze wymieszane, po prostu wkładam je do miski, zakrywam folią spożywczą i wkładam na noc do lodówki.

    Następnego dnia dzielę ciasto na 4-5 części i pozostawiam na 20 minut by odtajały.
    Ciasto rozwałkowuję najcieniej jak się da, następnie niewielką ilością oliwy smaruję połowę jego powierzchni i składam je na pół, wałkuję jeszcze kilka razy. Kroję na podłużne trójkąty, smaruję nadzieniem, zawijam i pozostawiam na pół godziny do wyrośnięcia.










    Przed włożeniem do pieca skrapiam wodą. Piekę w 180 st. C aż staną się lekko złociste.
    Jak widać moje rogaliki są malutkie, takie na 5 kęsów, i ważą zaledwie 1/3 wagi oryginałów.
    Żeby były jeszcze ładniejsze, należałoby je polukrować i jeszcze do mokrego lukru przylepić kawałki orzechów lub migdałów, ale nie lubię jak mi się to wszystko osypuje, a cukru jak na mój gust jest tu dosyć. I potem objadam się z malutkim tylko wyrzutem sumienia.


































    A jeśli chodzi o konkrety, to ostatnio zrobiłam eksperymentalną zupę krem z dyni, brukwi, pietruszki korzenia i czosnku. Kiedy się gotowała, to można było pomyśleć, że ktoś grzeje kiełbasę. Ale poza tym była pyszna.













    sobota, 3 listopada 2012

    Mufinki z dynią

    Ponieważ wkoło pełno dyni zachciało mi się ciasta dyniowego. Wyszukałam na zeszłorocznym festiwalu dyni wegański przepis i go wypróbowałam. Na pewno jeszcze powtórzę, bo smakowało mi ogromnie. Zrobiłam w formach do mufinków, żeby szybciej się upiekło.


    • 400 g mąki pszennej razowej
    • (500 g dyni startej na grubych oczkach
    • 3/4 szklanki oleju
    • 1/2 łyżeczki soli
    • 2 i 1/4 łyżeczki sody
    • 250 g daktyli bez pestek
    • przyprawy: cynamon, kardamon, gałka muszkatołowa, przyprawa do piernika itp. 

    Daktyle przekroiłam na pół, zalałam szklanką wrzątku i podgotowałam, aż zamieniły się w marmoladę, w sumie najwyżej 10 minut. Potem całość zblenderowałam.
    Mąkę, sól, sodę i przyprawy wymieszałam i wrzuciłam do nich startą dynię. Wymieszałam drewnianą łyżką. Wlałam olej. Na końcu włożyłam zmiksowane daktyle i dokładnie wszystko połączyłam kilkoma ruchami łyżki.

    Ciasta starczyło mi na 19 mufinek, ale pewnie mogłam zrobić wszystkie trochę mniejsze, a nie tylko te w drugiej partii, bo piekłam w formie na 12 mufinek i mieć więcej sztuk, choćby 24.
    Piekłam w 200 st. C przez pół godziny, do suchego patyczka.
    Oczywiście zjadłam na ciepło, ale warto jednak poczekać, aż przestygną, są wilgotniejsze.






    Dziś była pizza z dynią, ale to właściwie przepis identyczny jak pizza z cukinią tylko zrobiłam z półtora ilości ciasta. Do tego podałam późno-letnią sałatkę z sałaty lodowej, pomidorów, rzodkiewek, papryki i natki pietruszki. Zużyłam połowę dyni o wadze 2,5 kg ugotowanej na parze. Sos pomidorowy smażyłam na patelni i jak widać na zdjęciu wzięłam tylko zielone oliwki.


    wtorek, 23 października 2012

    Gulasz z dyni dwa razy


    Dziś na obiad był gulasz. I nie obchodzi mnie, że ktoś mówi: gulasz to tylko na wołowinie, bez tego to nie gulasz tylko sos z warzywami.

    • 1 cebula
    • 1 marchewka
    • 2 pietruszki
    • 1 seler
    • 1 mała dynia (ok. 1 kg)
    • imbir
    • papryka słodka i ostra
    • pieprz
    • sól
    • sok z cytryny
    • kurkuma
    Po kolei podsmażam na patelni poszatkowaną cebulę, marchew, pietruszkę i seler, i każde po usmażeniu wrzucam do garnka. Warzywa mają pozostać chrupiące, oczywiście poza cebulą.
    Potem duszę dynię zalaną wodą na tyle, by ją przykryła. Gdy dynia zmięknie miksuję ją na gładki mus i przyprawiam. Następnie wlewam sos do warzyw i zostawiam by się przegryzł.


    Podałam z kaszą gryczaną, brokułem gotowanym na parze i surówką z buraka, marchwi, brukwi, ogórka kwaszonego i natki pietruszki, przyprawionej cytryną i syropem z agawy.


    A następnego dnia obiad różnił się tylko o surówkę i rodzaj kaszy, bo była jęczmienna. Surówka z brukwi, papryki, ogórka kwaszonego, selera liściastego, natki pietruszki, przyprawiona solą, pieprzem i sokiem z cytryny (nie miałam wystarczającej ilości ogórków, więc przyprawy okazały się niezbędne)



    Niedawno wymyśliłam jak poprzez analogię odpowiedzieć na pytanie: i nigdy już nie zjesz mięsa?
    Otóż poproszę tą osobę, by wyobraziła sobie, że jestem właśnie wyzwolonym niewolnikiem, a ona mi się pyta, czy nigdy już dobrowolnie nie poddam się w niewolę? Przecież życie na wolności to niepewność i strach. Czyż nie lepiej jest być niewolnikiem i mieć zagwarantowane, nie wiele co prawda, ale zawsze coś?

    Dziś trafiłam w Rzeczypospolitej na artykuł, w którym  porównano spożycie w roku 2000 i obecnym. Niestety wzrost jest przy najgorszym do przewidzenia rodzaju pożywienia, jeśli to oczywiście można nazwać pożywieniem.

    piątek, 19 października 2012

    Dynia

    Przyszła jesień, więc czas na dynię. Do mojego domu dopiero ja wprowadziłam to warzywo, bo moja mama go właściwie nie znała.

    Nie zmam żadnych tradycyjnych potraw z dyni, więc wszystko co z niej ugotuję jest eksperymentem.

    Krem z dyni


    Gotuję na parze jeden kilogram dyni, dwie porządne cebule i dwa ząbki czosnku. Kiedy wszystko zmięknie, miksuję całość na krem, dolewam dwie łyżki oliwy, przyprawiam imbirem, pieprzem, kurkumą, papryką ostrą i słodką, solą.

    Tym razem podałam z ryżem i z surówką z brukwi, pietruszki, papryki i kwaszonego ogórka.


     

    Jarzynowa z dyni


    • 1 kg dyni
    • 2 średnie marchewki
    • 2 średnie pietruszki
    • 1/2 selera
    • 2 cebule
    • przyprawy
    • olej
    • 1 szkl. fasoli mungo
    • wodorost kombu lub wakame

    Fasolę namaczam minimum dwie godziny, odlewam wodę. Gotuję razem z wodorostem do miękkości, około pół godziny.
    Cebulę kroję w większą kostkę i lekko podduszam na oleju. Zalewam zimną wodą i wrzucam pozostałe warzywa również w większych kawałkach. Gotuję al dente.
    Do mniejszego garnuszka wlewam chochlę zupy, ugotowany wodorost i trochę fasoli, a następnie miksuję na gładką masę. Wlewam całość do zupy i przyprawiam ją pieprzem, solą, kurkumą, papryką ostrą i słodką.
    Podaję jak na zdjęciu poniżej. Przedtem jednak ogromna porcja surówki oczywiście z brukwi.
    Resztki miksuję i podaję następnego dnia jako krem z dyni.





    czwartek, 11 października 2012

    Sezamki

    Kiedy mam ochotę na coś słodkiego, to czasami nie powstrzymuję się, tylko robię sobie małą przyjemność. Poszukuję oczywiście jak najzdrowszych wersji tych słodyczy, dziś prezentowana chyba nie podlega pod zdrowe, ale cuż, lepsze to od czekolady.

    • 7 łyżeczek zmiksowanych nasion (słonecznik, dynia, sezam, len, ostropest, w dowolnych proporcjach)
    • 2 łyżeczki tahini (wrescie skusiłam się w sklepie)
    • 1 łyżeczka syropu z agawy
    • amarantus ekspandowany

    Wszystkie składniki mieszamy razem. Amarantusa tyle, by kulki się jeszcze kleiły, czyli najlepiej dokładać po trochu. Z tej ilości wychodzi pięć kulek trochę mniejszych niż orzech włoski. Smakują oczywiście jak sezamki.


    Wczoraj wieczorem zrobiłam szejk pietruszkowy. Tata stwierdził, że to pożywienie dwudziestego drugiego wieku. W podtekście: to nie dla niego, żyjącego w wieku dwudziestym pierwszym.

    • 400 g jabłek, z pestkami
    • 50 g pietruszki
    • 50 g sałaty
    • sok z jednej cytryny

    Wszystko razem zmiksowane i rozrzedzone 1-2 szklankami wody. Pycha.


    I jeszcze kolejna wersja surówki z brukwią
     
    • brukiew
    • pomidor
    • papryka
    • rzodkiewka
    • pietruszka
    • pieprz
    • sól
    • oliwa
     
      
     

    wtorek, 9 października 2012

    Brukiew

    Ostatnio odkryłam brukiew. Nie żebym jej nie znała wcześniej, ale jadałam wyłącznie w formie gotowanej, a teraz robię z niej namiętnie surówki.

    Oto kilka przykładów:

    • brukiew
    • kwaszone ogórki
    • papryka czerwona
    • pietruszka, nać
    • olej lniany
    • bez przypraw

    • brukiew
    • kwaszone ogórki
    • papryka czerwona
    • pietruszka, nać
    • szpinak
    • olej lniany
    • bez przypraw
      

    • brukiew
    • czarna rzepa
    • kwaszone ogórki
    • papryka czerwona
    • pietruszka, nać
    • olej lniany
    • bez przypraw
      
    Jak widać składniki się powtarzają, najwyżej dodaję jeden inny, albo paprykę w dwóch kolorach, pomidory zamiast ogórków itd. Próbowałam również z rukolą, ale niestety nie pasuje mi jej smak, węc reszta rukoli pójdzie na śmietnik.
     
     
    Niedawno kupiłam książkę Nowoczesne zasady odżywiania. Zanim się za nią zabrałam, moja mamuś się do niej dorwała i wreszcie zaczęła zmieniać menu całej rodziny. Oczywiście daleko do weganizmu, ale zmniejszenie do jednego rosołu w tygodniu ilości zjadanego mięsa, to już ogromny postęp. Pozostałe dni są naprawdę wegetariańskie, albo raczej jarskie, bo ryby nadal jedzą. 
     
    Ja sama jeszcze nie przeczytałam nawet połowy, ale w końcu nigdzie się nie spieszę, a argumenty na razie nie są mi potrzebne, bo nie mam kogo przekonywać. W pracy już machnęłam ręką.
     
    Natomiast moja ciągle wisząca na telefonie mama bez przerwy komuś mówi, że przede wszystkim powinni zrezygnować z mięsa i mleka. Serce się raduje. 

    piątek, 21 września 2012

    Ciasto z jabłkami


    Tarta z jabłkami

    Przepis na ciasto wzięłam z forum wegedzieciak,  dorzuciłam tylko cukier i cynamon. Jeszcze nie potrafię jeść słodyczy bez cukru.

    • 1,5 szkl. mąki pszennej razowej
    • 2/3 szkl. maki owsianej (zmiksowane płatki w młynku)
    • 1/2 szkl. cukru brązowego nierafinowanego
    • 2 łyżeczki cukru waniliowego
    • 1/2 łyżeczki soli
    • 1/2 szkl. wody
    • 1/2 szkl. oleju 

    • 4 jabłka pokrojone w połówki a następnie w plasterki
    • 1 łyżka cukru
    • 1 łyżeczka cynamonu

     

    W misce wymieszałam składniki suche i wlałam do nich zmieszane razem w szklance wodę i olej. Ciasto wyłożyłam na natłuszczoną formę do tarty i palcami rozprowadziłam je w miarę równomiernie. W cieście zrobiłam dziurki widelcem i podpiekłam ciasto w 200 st. C przez jakieś 15 minut.
    Następnie na wierzch wyłożyłam pokrojone jabłka i posypałam je cukrem i cynamonem. Następnym razem cukier i cynamon rozpuszczę w odrobinie wody, albo wręcz w musie jabłkowym i tym roztworem poleję całość, jak widać na zdjęciach cukier się nie roozpuścił i w wielu miejscach cynamon był zupełnie suchy. Ponownie włożyłam do piekarnika na 15 - 20 minut. Gotowe.

    środa, 19 września 2012

    Bułki




















    Piekłam pizzę, więc w domu były drożdże i postanowiłam wykorzystać je na bułki.
    Przepis wzięłam ze strony chleb.info.pl, ale zamiast piec bagietki zrobiłam bułeczki.

     
    • 60 g ciepłej wody (40-45 st.)
    • 10 gram świeżych drożdży
    • 250 g mąki pszennej, razowej (typ 2000)
    • 250 g mąki pszennej białej (typ 550) 
    • 1,5 łyżeczki soli
    • 300 g letniej wody
    Drożdże wymieszałam z ciepłą wodą. Odstawiłam na chwilę. Mąkę, drożdże, sól i wodę wymieszałam krótko przy pomocy kopystki. Odstawiłam na 20 minut, przykrywszy folią spożywczą. Po 10 minutach ponownie wyrobiłam kopystką. Obtoczyłam w oliwie tak by całe ciasto było nią wysmarowane i odstawiłam w temperaturze pokojowej na dwie godziny. Ciasto podwoiło swoją objętość.
    Następnie ponownie kopystką wymieszała naśladując metodę zakładania brzegów ciasta na siebie i odstawiłam na jedną godzinę.
    Wyrośnięte ciasto podzieliłam na 15 malutkich bułeczek (oczywiście można zrobić mniej, np. 10) i uformowałam je zawijając brzegi pod spód.
    Odstawiłam do wyrośnięcia na 30 minut. Na piętnaście minut przed końcem wyrastania bułek, włączyłam piekarnik na 250 st. C.
    Przed włożeniem do pieca bułki można spryskać wodą, ale o tym zapomniałam.
    Piekłam w najwyższej temperaturze przez 12 minut, a potem jeszcze trochę, mniej więcej 20 minut w temperaturze 200 st. C.



    Do bułeczek zrobiłam sobie sałateczkę z sałaty pierzastej, ogórka surowego i natki pietruszki, również pierzastej. Sałatkę przyprawiłam sosem winegret i jakimiś ziołami, ale nie pamiętam już jakimi. I tylko z tą sałatką zjadłam trzy bułki ze smakiem. Dobrze, że resztę zjadła rodzina, bo bym się nie powstrzymała przed zjedzeniem jeszcze trzech.







    wtorek, 18 września 2012

    Pakora i babka ziemniaczana


    Przeglądając kulinarne blogi (moje ulubione zajęcie w pracy) znalazłam przepis na pakorę.  
    • 190 g mąki z grochu (zmiksować suchy groch)
    • 550 g ziemniaków
    • 420 g cebuli 
    • 1 łyżeczka mielonego kminku
    • po szczypcie: imbiru, kolendry, chili
    • 1 łyżka suszonej pietruszki
    • sól
    • olej do smażenia
    Najpierw zmieliłam groch na mąkę i przesypałam do osobnego naczynia. Następnie do miksera włożyłam cebulę i ziemniaki i zmieliłam na gładką miazgę. Dosypałam mąkę, pietruszkę i przyprawy. Smażyłam jak placki ziemniaczane. Niestety strasznie się kleją do patelni, więc bez teflonowej się nie obędzie.
    Podałam z surówką z kapusty, buraka surowego, oliwek i pieczarek w zalewie octowej (akurat miałam rozpoczęty słoiczek)


      
     A kilka dni później, ponieważ mąki zmieliłam od razu całą pół kilogramową paczkę, zrobiłam wg tego samego przepisu babkę ziemniaczaną.
    • 290 g mąki z grochu (zmiksować suchy groch)
    • 840 g ziemniaków
    • 640 g cebuli 
    • 2 łyżeczki mielonego kminku
    • po szczypcie: imbiru, kolendry, chili
    • 2 łyżki suszonej pietruszki
    • sól
    • 10 łyżek oleju
    Ciasto przygotowałam jak poprzednio, jednak na koniec wmieszałam w nie 7 łyżek oliwy i wlałam do formy (do dwóch małych form jednej prostokątnej długiej na 20 cm, i jednej okrągłej o średnicy 18 cm., ale myślę, że możnaby użyć jednej prostokątnej długiej na 30 cm. i najlepiej wyłożonej papierem do pieczenia). Piekłam 1,5 godziny w temperaturze 180-190 st. C.
    Podałam z sałatką z sałaty lodowej, pomidorów, papryki i natki pietruszki z sosem winegret.
    Ale takie delicje to tylko od czasu do czasu a na codzień moje obiady wyglądają tak:


    Puree z dyni i ziemniaków z pesto pietruszkowym, surówka z kapusty i papryki w trzech kolorach.
    Ziemniaki gotowane, soczewica zielona gotowana, pesto pietruszkowe, surówka z kapusty i papryki w trzech kolorach.
     
    Dynia gotowana na parze, gotowana ciecierzyca, sos ze zmiksowanych nasion wmieszanych z oliwą, wodą i przyprawami, surówka z kapusty, buraka i natki pietruszki.
    
    
    Dynia gotowana na parze, kaszoryż, sos z nasion wymieszanych z wodą, oliwą i przyprawami, surówka z kapusty i buraka.